
lipca 06, 2021
PIZZAIOLO
Pizzaiolo, Krucza 16/22, Warszawa.
Wszyscy kochamy pizzę! No dobra, znamy osobiście takich, którzy jednak nie kochają, ale „picka” to już tak stały element jedzeniowych zachcianek, że Ci nie pałający do niej nawet letnim uczuciem to nisza jak amatorzy ciepłego prosecco, stali bywalcy gwiazdkowych lokali Michelin i Janusz Korwin – Mikke (w żadnym przypadku nie oceniamy).
Nie ukrywajmy – dobrą lub bardzo dobrą pizzę zjemy w Warszawie wszędzie (może z wyjątkiem Wilanowa – o tym będzie osobno), a każdy z nas ma nieco inne oczekiwania. Od pewnego czasu, po okresie pizzy „klasycznej” (nie mamy na myśli Pizza Hut), w Warszawie panuje hype na napoletanę. I to jest prawdziwy klasyk rodem ze stolicy Campanii – cieniutkie, niechrupiące ciasto, wypieczone wysokie brzegi i lekkie dodatki, które nie przeważą, kiedy będziecie łapać kawałek. Trochę sami popróbowaliśmy i kiedy już wydawało nam się, że to Nonna jest top of the tops, przeczytaliśmy gdzieś recenzję Pizzaiolo. Z opisu było jasne – Pizaaiolo vs Nonna, to starcie TYTANÓW. Stało się dla nas jasne, że musimy wybrać się na Kruczą.
Lokal jest w środku spory, minimalistyczny, ale przełamany w stronę przytulności roślinnością i drewniano-skórzanymi lożami i prostymi stolikami. Przyjemnie, ale bez szału. Ale to w końcu pizzeria. Na szczęście inna od zyliarda tego typu miejsc. Pełen focus na to co serwują, schludność i włoski „estilo” zbudowane przede wszystkim majestatycznym barem, którego nie powstydzi się najlepsze rzymskie miejsce z aperitivo. Na zewnątrz stoliki i parasole na skraju chodnika. Warszawskie lato- więc miejsca już tylko w środku i nie jesteśmy tam osamotnieni.
Karta pełna różnorodnych wariantów focaccii i pizzy (głównie wg. schematu - klasyka i przełamana klasyka-finezyjna autorska koncepcja, w tym opcje vegan). Ciężko się zdecydować, ale po burzy mózgów mamy to – ‘nduja e patate (spoiler – za patatki odpowiada puree zamiast cieniutkich plasterków ziemniaka jak w typowej pizza con patate) i piccante (salami, czosnek, peccorino, sos pomidorowy). Do tego karafka prosecco – a jakże! Od razu dwie pierwsze miłe niespodzianki. Duża – nieśmiało zapytany o możliwość przeniesienia się na zewnątrz kelner (inny niż przyjmujący zamówienie) z pełną atencją, bez chwili zawahania, nieco flegmatycznie odpowiada: „Nie jestem pewien czy stolik jest już wolny, ale są Państwo pierwsi w kolejce. Za chwilę to sprawdzę. Siedzą Państwo w środkowej loży, prawda?”. Niby nic specjalnego, ale wiemy jak to potrafi wyglądać w obleganych warszawskich knajpach. Druga – drobiazg, karafka wody przychodzi razem z prosecco. I to drugie jest schłodzone jak należy. Również miła odmiana, zwłaszcza po standardowym podejściu do serwowania bąbelków w temperaturze otoczenia w jednej z sieciówek stojącej winem i wypiekami.
Samo prosecco naprawdę w punkt – z wyraźnie wyczuwalną nutą jabłek. Jeden kieliszek i przychodzą dwie neapolitańskie piękności – bianca i rossa.
Ciasto – długo wyrastające, delikatne, nieco lejące się. Gdzieś kiełkuje myśl, że chyba jednak sentyment do Nonny pozostanie niewzruszony. Ale wtedy idzie pierwszy kęs… Wow! Piccante powala nie tyle ostrością, co bajkowym sosem. Jest obłędnie aromatyczny z wyraźną słodyczą płynącą z samych pomidorów (być może minimalnie podbitej odrobiną cukru, ale hej – od czasów „Ojca Chrzestnego” jest jasne, że dobry sos pomidorowy potrzebuje czasami tego dodatku). ‘Nduja con patate jest idealnie zbalansowana smakowo pomiędzy kremowym smakiem ziemniaków i wysepkami lśniącej tłustą czerwienią, łatwo rozprowadzającej się wieprzowej kiełbasy. W każdym kęsie czuć pomysł i wysoką jakość składników. I chyba to właśnie kompozycje smakowe porwały nas w stronę uznania, że (póki co) lepszej napoletany w Warszawie nie doświadczymy!
Puenta: O Mamma, Mia! Nikt tu z Wami nie zbije piątki bo jesteście rodakami Zielińskiego lub Milika, ale jedzeniowo-pizzowo zobaczyliśmy na Kruczej Neapol i możemy umrzeć!